Klasa średnia w ogniu walki
Złowieszcze widmo krąży nad horyzontem Ameryki. Gadające głowy i tak zwani eksperci ekonomiczni chcieliby, abyś uwierzył, że wszystko jest różowe — że inflacja spada, gospodarka odbija, a to wszystko dzięki rozsądnemu, zdecydowanemu przywództwu Waszyngtonu.
Ale jeśli porozmawiasz ze zwykłym człowiekiem, zwłaszcza z każdym, kto zmaga się z uciskiem amerykańskiej klasy średniej, usłyszysz inną historię: rosnące zadłużenie, stagnację płac i koszty utrzymania, które stają się nie do zniesienia.
Prawda, moi przyjaciele, jest taka, że jesteśmy świadkami rozpadu gospodarki, która kiedyś była światową potęgą. Zamiast być produktywnymi, wpadliśmy w pułapkę długu i finansjalizacji, kierowaną przez elity, które nie przejmują się sercem i duszą Ameryki — klasą średnią. Jeśli zbliża się „finansowy Armagedon”, to już teraz sieje spustoszenie na Main Street. Rozłóżmy to na czynniki pierwsze, dlaczego tak się dzieje i co, jeśli cokolwiek, można zrobić, aby to zmienić.
Klasa średnia: gatunek zagrożony
Amerykanie z klasy średniej kiedyś stanowili kręgosłup tego kraju. Pracowali w branżach, które produkowały dobra materialne — stal, maszyny, samochody, urządzenia. Budowali domy, oszczędzali na przyszłość i wysyłali swoje dzieci na studia, wszystko to w wielu przypadkach z jednego źródła dochodu.
Dzisiaj te miejsca pracy zniknęły za granicą, przeniesione do krajów, w których siła robocza jest tańsza, a regulacje nie istnieją. Pozostał naród, który już nie buduje, nie produkuje. Naszym głównym hitem eksportowym jest dzisiaj dług, a nie towary.
To nie był przypadek. Nasi tak zwani „liderzy” w Waszyngtonie — po obu stronach barykady — podpisali każdą umowę handlową, każdą obniżkę podatków dla korporacji, każdą deregulację, która wydrążyła amerykańską produkcję. Rezultat? Klasa średnia zmuszona polegać na kartach kredytowych, pożyczkach na wypłatę i gig economy, aby związać koniec z końcem.
Finansowy Armagedon, o którym nikt nie chce rozmawiać
„Finansowy Armagedon” nie jest jakimś apokaliptycznym wydarzeniem, które nadejdzie znikąd; to powolny upadek, który już się dzieje. Mamy do czynienia z górami długu i systemem finansowym zbudowanym na niczym więcej niż na powietrzu i obietnicach.
Rezerwa Federalna próbowała podtrzymać ten domek z kart, utrzymując stopy procentowe na historycznie niskim poziomie przez lata, zalewając rynek łatwymi pieniędzmi. A jednak cała ta gotówka nie zrobiła nic dla przeciętnego pracownika — trafiła prosto na Wall Street, do dużych banków i do dyrektorów korporacyjnych.
Kiedy nadejdzie krach, elity będą już miały swoje złote spadochrony. Wyskoczą, a my pozostali będziemy musieli poradzić sobie z konsekwencjami. To jest surowa rzeczywistość gospodarki uzależnionej od długu i napędzanej przez inżynierię finansową, a nie przez rzeczywistą produktywność.
Rozrost biurokracji i rząd cieni
Amerykanie mają dość Waszyngtonu i słusznie. W każdym sezonie wyborczym politycy wygłaszają obietnice zmian, ograniczenia rządu, wykorzenienia korupcji. Ale gdy tylko obejmą urząd, stają się częścią tej samej rozdętej biurokracji, którą obiecali zlikwidować. Za każdą decyzją stoi legion zawodowych biurokratów i niewybieralnych urzędników, którzy nie odpowiadają przed ludźmi.
To tak zwane „Deep State” nie jest jakąś teorią spiskową; to rzeczywistość zakorzenionej biurokracji, która rozrasta się od dziesięcioleci. To samowystarczalna maszyna, która pochłania pieniądze podatników, ale nie przynosi żadnej wartości przeciętnemu Amerykaninowi.
A podczas gdy ludzie walczą, ci w rządzie cieni radzą sobie świetnie. Nie muszą martwić się kosztami opieki zdrowotnej, rosnącymi cenami żywności ani spłatą kredytów studenckich. Są odizolowani od trudności, z jakimi boryka się przeciętny obywatel.
Kryzys ogarnia powoli USA i cały Zachód, waluty tracą siłę nabywczą, klasa średnia powoli traci grunt pod nogami. Twoją siłę nabywczą może przechować złoto, srebro i platyna. Czas tyka…
Autor: Dr Jim Willie
Niniejszy artykuł nie ma charakteru porady prawnej lub podatkowej, a także nie stanowi pośrednictwa finansowego lub porady inwestycyjnej.